14.02.19

Mistrzostwo w czasach Mikaeli Shiffrin zyskuje nowy wymiar

Będąca na najlepszej drodze do zostania legendą sportu narciarka alpejska, Mikaela Shiffrin największą wagę przywiązuje do życiowego oraz sportowego balansu. I ma to głęboki sens.

 

Mogłabym zacząć od tego, że już dziś bywa określana mianem legendy naszych czasów. Czasami opisuje się ją w tej chwili jako Królową Zimy. Sama mówi, że to jeszcze nie ten czas, że wiele jeszcze przed nią. Jedno jest pewne – już dziś Mikaela Shiffrin swoją sportową drogą wytycza nowe ścieżki w dążeniu do mistrzostwa. Mistrzostwa świata w Are rozpoczęła od zdobycia złotego medalu w supergigancie po czym… zrezygnowała ze startu w kombinacji i w zjeździe. Dlaczego? To długa historia, w której pełno jest aspektów związanych z psychologią.

Mikaela Shiffrin ma 23 lata i już dziś uznawana jest przez coraz więcej osób za jedną z najwybitniejszych postaci sportu ostatnich dekad. To dość ostrożne stwierdzenie, ponieważ są i tacy, którzy wprost mówią, że Shiffrin stanie się jedną z legend. Jest dwukrotną mistrzynią olimpijską (slalom w Soczi 2014 i gigant w Pyeongchang 2018). Na igrzyskach w Korei zdobyła także srebro w superkombinacji. Na koncie ma cztery tytuły mistrzyni świata i aż 56 zwycięstw w zawodach Pucharu Świata. Czyni ją to kolejno: najmłodszą zawodniczką w historii, która tego dokonała (nawet legendarny Ingemar Stenmark był starszy), najwybitniejszą slalomistką w historii, pierwszą w historii, która wygrała we wszystkich konkurencjach PŚ (włącznie z wprowadzonym niedawno slalomem równoległym), a także pierwszą, która wygrała zawody PŚ co najmniej 15 razy w roku. To prawda, że takie talenty zdarzają się rzadko, jednak u podstaw jakości i poziomu prezentowanego przez Mikaelę Shiffrin leży coś więcej, co jest istotne między innymi z perspektywy psychologii.

 

Droga do mistrzostwa

Im więcej w sporcie osiąga Shiffrin, tym częściej media sięgają do jej rodzinnej historii, chcąc odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób wychować mistrzynię takiego formatu. Choć komentatorzy sportowi podczas zawodów często podkreślają, że Amerykanka to wybitny talent, jak wspomniałam wyżej, w jej przypadku kluczem jest raczej ogrom wykonywanej pracy, a przede wszystkim specyficzne wychowanie w sporcie, o którym dziś mówimy coraz głośniej i częściej.

Sama Mikaela Shiffrin podkreśla ogromną rolę rodziców w jej sportowej drodze. Jej mama do dziś towarzyszy jej podczas wielu wyjazdów na treningi i zawody, koordynując pracę całego zespołu i stanowiąc podstawowe źródło wsparcia dla córki. Nie tylko zresztą wsparcia emocjonalnego, ale i merytorycznego – Eileen Shiffrin przez wiele lat sama uprawiała narciarstwo alpejskie. Tym, co w relacjach rodziców z Mikaelą i jej bratem jest jednak najciekawsze jest sposób wychowania. Od kiedy dzieci państwa Shiffrin zaczęły stawiać pierwsze kroki, w ich życiu pojawiły się narty. Był to sposób spędzania wolnego czasu stanowiący wspólną aktywność wszystkich członków rodziny. Gdy mała Mikaela miała 5 lat, rodzice postanowili zapisać ją do sekcji narciarskiej. Podczas swego rodzaju kwalifikacji do grup okazało się jednak, że odbiega poziomem na tyle (jeździła zbyt dobrze), że instruktorzy nie byli w stanie znaleźć dla niej odpowiedniej grupy.

To był początek niebanalnej drogi, jaką poprowadzili Mikaelę Shiffrin jej rodzice. Właściwie do dziś jej mama czynnie uczestniczy w procesie treningowym, koordynując działania członków sztabu szkoleniowego i, oczywiście, stanowiąc największe źródło wsparcia zawodniczki. Naczelną zasadą tej drogi, które od lat trzymają się rodzice Shiffrin jest zrównoważony rozwój. Najpierw praca nad budową fundamentów i podstawowymi cechami motorycznymi. Cały czas dbając o to, aby sport przynosił przede wszystkim satysfakcję i frajdę, rodzice przyszłej mistrzyni szukali różnych, często innowacyjnych sposobów na to, aby zadbać o wychowanie w sporcie. Gdy dostrzegli, że Mikaeli brakuje nieco koordynacji ruchowej, postanowili kupić monocykl, który stał się świetnym sposobem spędzania wolnego czasu. Przy okazji…oczywiście jazda pomagała w kształtowaniu tej cechy. Dzięki takiemu podejściu młoda zawodniczka budowała tak potrzebną bazę pod obciążenia specjalistyczne, które miały nadejść. I ciągle…może to być przyjemne, mimo przekraczania granic komfortu czy bólu.

 

Igrzyska olimpijskie w PyeongChang – punkt zwrotny

Shiffrin uznawana jest (także przez inne zawodniczki rywalizujące w alpejskim Pucharze Świata) za jedną z najciężej trenujących. Patrząc na to, jakie obciążenia przyjmuje, jak szybko zaczęła startować na poziomie PŚ (miała niespełna 16 lat) i w jakim tempie osiągnęła poziom mistrzowski trudno się z tym nie zgodzić. Podejście do uprawiania sportu, nastawienie na pracę, realizowanie kolejnych zadań i osiąganie celów poprowadziło Mikaelę Shiffrin w kolejnych etapach kariery do niebywale wysokiego poziomu sportowego. Co ciekawe, właściwie bez poważnych kontuzji przeciążeniowych. Jednocześnie zaczęło jej towarzyszyć coraz więcej obciążeń, które z perspektywy psychologii w oczywisty sposób pojawiają się przy tak szybko wzrastającym poziomie oraz przy tak zdecydowanym nastawieniu na pokonywanie kolejnych szczebli sportowej drogi. Z jednej strony te coraz większe oczekiwania pojawiają się z zewnątrz. To eksperci, media, kibice (szczególnie w czasach tak dynamicznie rozwijających się mediów społecznościowych), czasami także sztab szkoleniowy. Jednak tym, co wpływa na zawodnika w największym stopniu jest to, co dzieje się w jego wewnętrznym świecie emocji i przeżyć.

Oczekiwania wobec samej siebie doprowadziły Mikaelę Shiffrin do znaczącego (dla całej jej kariery) okresu igrzysk olimpijskich w PyeongChang. I nie mam tu do końca na myśli kontekstu samego wyniku sportowego. Przed samymi igrzyskami napięcie było wyraźnie dostrzegalne. Sama zawodniczka, już po przyjeździe do Korei, mówiła wówczas, że czuje się „nieco bardziej sobą”, ponieważ zrezygnowała z ostatnich startów w Pucharze Świata i złapała odrobinę inną perspektywę. Pisałam wówczas, że jeżeli Shiffrin doświadczy na igrzyskach porażki, to najpewniej przegra wówczas przede wszystkim z samą sobą. Wiele głosów z zewnątrz wskazywało na to, że może zdobyć aż pięć medali, że może zostać największą gwiazdą igrzysk. Tymczasem w PyeongChang…przesuwano starty zawodów z powodu zbyt silnego wiatru i opadów śniegu. Zawodniczki dwukrotnie były już w okolicach bramek startowych i czekały na rozpoczęcie zawodów, jednak z powodu fatalnej pogody odwoływano rywalizację. Wobec zmian, slalom rozegrano dzień po gigancie. Gigancie, który Mikaela Shiffrin wygrała. Gdy wpadła na metę drugiego przejazdu, widzowie na ekranach telewizorów mogli zobaczyć wręcz, jak napięcie z niej uchodzi, jak wiele kosztują ją te igrzyska i jak wiele radości dał ten wyścig. Niemal w widoczny sposób „zeszło z niej” powietrze, choć – o czym pisze w swoich mediach społecznościowych – zazwyczaj nie okazuje wielu emocji po ukończeniu przejazdu.

Kiedy następnego dnia stawała na starcie swojej koronnej konkurencji – slalomu, eksperci upatrywali w Shiffrin główną kandydatkę do złota. Amerykanka ukończyła jednak rywalizację na czwartym miejscu, bardzo otwarcie tłumacząc to, co wydarzyło się tego dnia. Jeszcze dokładniej opisała to w mediach społecznościowych kilka dni później. Zresztą (ale o tym kiedyś indziej) jej podejście do mediów społecznościowych oraz świadome z nich korzystanie stanowi jej ogromny zasób. Dzięki takiej postawie jest w stanie w pewnym sensie uprawiać sport na własnych warunkach. Z jednej strony pokazuje dokładnie to i ile chce, a z drugiej odbiera narzędzia do niekonstruktywnej krytyki, przedstawiając bardzo świadomie swój punkt widzenia i swoje odczucia.

 

Mikaela Shiffrin wprost, już po mecie drugiego przejazdu slalomu podczas igrzysk olimpijskich opowiedziała o stresie i objawach, które odczuwa. Zdarza jej się wymiotować, doświadcza niekonstruktywnych myśli, odczuwa trudne emocje, które działają niczym plecak wyładowany kamieniami i uniemożliwiający swobodne poruszanie się. Pamiętam, gdy w jednym z wywiadów powiedziała:

 

„Zazwyczaj, gdy jadę slalom czuję, jakby w głowie grała mi muzyka klasyczna. Wszystko jest płynne, spokojne, harmonijne. Dziś czułam, jakbym w uszach miała trash metal”.

 

To obrazowe porównanie pokazuje nie tylko dużą świadomość zawodniczki i jej wgląd we własny organizm, ale także potwierdza to, jak ogromym obciążeniom została poddana (a i poddała się im sama?). Opowiedziała o tym, jak dzień wcześniej czekały ją, jako świeżo upieczoną mistrzynię olimpijską, wywiady, konferencje, dwie dekoracje – w tym jedna, wieczorna ceremonia, jak nie zdołała zregenerować się emocjonalnie przed kolejnym startem, który miał nastąpić zaledwie za kilka godzin od zakończenia obowiązków medalistki igrzysk olimpijskich. Tego nie widać w telewizji. To coś, z czym mistrzowie sportu borykają się w swoich głowach. Shiffrin uderzyło to z ogromną mocą nawarstwiających się myśli i emocji. Dlaczego? Między innymi wynika to z jej konstrukcji. Cechowało ją silne dążenie do mistrzostwa, do perfekcji. Miała potrzebę kontrolowania wszystkich zmiennych, które mogłyby wpłynąć na jakość jej wykonania sportowego. To duże obciążenie, które rzutuje na podejście do treningu, rywalizacji, relacji, a przede wszystkim do samego siebie. I to właśnie dążenie przyczyniło się w głównej mierze do tego, że podczas igrzysk olimpijskich w 2018 roku Mikaela Shiffrin nie tylko nie była w stanie wykorzystać w pełni swojego ogromnego potencjału, ale nie zdołała także spełnić własnych marzeń o medalach.

 

Pasja destrukcyjna i pasja rozwijająca

Kiedy sezon 2017/2018 dobiegł końca, Shiffrin wyjechała na wakacje. Dłuższe niż zazwyczaj, z partnerem oraz ze znajomymi. Także z jej przekazów w mediach społecznościowych oraz z wywiadów wynikało w jasny sposób, że dba o to, aby przerwa była nie tylko dość długa, ale aby przede wszystkim pozwoliła skutecznie naładować emocjonalne baterie i dostarczyć sobie zupełnie innych bodźców od tych, które przeładowały ją wręcz w minionym roku. Bieżący sezon przyniósł wiele zmian, które na pierwszy rzut oka są niemal niedostrzegalne. Shiffrin wróciła do treningów z kadrą narodową. Sztab zmienił dynamikę procesu treningowego, inaczej rozkładając akcenty obciążeń. Zadbano o zrównoważony kalendarz startów, co wynika z także z tego, że Amerykanka zaczyna coraz częściej startować także w zawodach w konkurencjach szybkościowych. Przede wszystkim jednak, nastąpiła ogromna zmiana w postrzeganiu sportu i mistrzostwa.

W psychologii mówimy o pewnym bardzo istotnym rozróżnieniu pomiędzy pasją destrukcyjną i pasją rozwijającą. Ta pierwsza ściśle związana jest z dążeniem do perfekcji i silną potrzebą kontroli, o której wspominałam wyżej. Sportowiec zakłada, że jeśli będzie perfekcyjnie wykonywał wszystkie elementy treningu, dążył do perfekcji w dbaniu o siebie, w swoim rozwoju, to osiągnie swoje cele, osiągnie mistrzostwo. Perfekcjonizm często prowadzi jednak do niekonstruktywnego podejścia do rozwoju, a tym samym i do sportu. Każde „odstępstwo” od założeń i opracowanego planu sprzyja pojawianiu się napięcia i stresu. Sportowiec, na drodze ku celom, przestaje często dostrzegać to, że podejmowana przez niego aktywność fizyczna powinna sprawiać przyjemność, że robi to, co lubi i kocha. Gdy zawodnik zakłada metaforyczne klapki na oczy, często wpada w pewną spiralę wymagań, oczekiwań, presji i stresu. To powoduje właśnie, że jego pasja, z założenia mająca prowadzić do spełnienia marzeń o mistrzostwie, staje się destrukcyjna.

Pasja rozwijająca dopuszcza możliwość popełniania błędów. Sportowiec bardziej konstruktywnie radzi sobie z niepowodzeniami, daje sobie więcej przestrzeni i czasu na rozwój. Dąży do doskonałości sportowej, ale rozumie, że nie ma możliwości, aby życie i sport były idealne. Dzięki postawie, którą charakteryzuje między innymi większy dystans i dużo większa świadomość własnych emocji, zawodnik jest w stanie skuteczniej radzić sobie z pojawiającymi się stresem czy trudnymi emocjami na różnych etapach sportowej drogi. Pasja rozwijająca ułatwia także radzenie sobie z tym, co w dzisiejszym sporcie stanowi ogromne wyzwanie, także dla psychologów. Chodzi o to, aby sport nie był wyłącznym elementem tożsamości i aby nie zabierał możliwości rozwoju w innych obszarach życia. Warto zaznaczyć, że postawa ta nie „premiuje” w żaden sposób lekkiego treningu i nieprofesjonalnego podejścia do sportu. Wręcz przeciwnie. Dzięki tak rozwiniętej świadomości i budowaniu balansu w uprawianiu sportu i życiu, zawodnik jest w stanie skuteczniej przekraczać granice bólu i komfortu podczas treningu. Lepiej się regeneruje, także pod kątem psychiki, skuteczniej jest w stanie funkcjonować także chociażby w relacjach ze sztabem szkoleniowym. Czy to recepta na uprawianie sportu? Zdecydowanie nie. Zrozumienie i stosowanie idei pasji rozwijającej jest jednak niezmiernie ważne, szczególnie w dzisiejszych, wymagających czasach i z pewnością w znaczący sposób przyczynia się do budowania świadomej kariery sportowej, zwłaszcza na wysokim poziomie.

 

Współczesne mistrzostwo

Po wygraniu przez Shiffrin supergiganta w trwających właśnie Mistrzostwach Świata w Are pojawiły się w mediach wypowiedzi Bode Millera i Lindsey Vonn, dwóch gwiazd amerykańskiego i światowego narciarstwa alpejskiego. Szczególnie kończąca właśnie karierę Vonn podkreślała, że nie rozumie decyzji Mikaeli Shiffrin o wycofaniu się z części konkurencji.

 

„Mogłaby wygrać wszystko. Zależy mi na ściganiu się, dlatego chciałabym startować w każdym wyścigu, w którym potencjalnie mam możliwość się ścigać. Szanuję jej decyzję, ale ma sportowy potencjał, który pozwala na zdobycie medalu w każdej z pięciu konkurencji. Dlatego osobiście nie rozumiem tej decyzji…”

 

Pomijając fakt, że w tej wypowiedzi znajduje się chyba wszystko, co pozwala opisać ogromne różnice w karierach Shiffrin i Vonn (kiedyś wreszcie to zrobię), dobitnie pokazuje ona to, jak specyficznie i czasami niezrozumiale dla innych prowadzi swoją sportową drogę młodsza z Amerykanek. Dlaczego nie eksploatuje swojego organizmu, skoro stawka daje szansę na bicie rekordów i zdobywanie kolejnych medali? Dlaczego, według innych, nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału? W skrócie…bo nie to jest dla niej najważniejsze.

Mikaela Shiffrin, bijąca w tym sezonie kolejne rekordy zaczynające się od słów: „Najmłodsza zawodniczka w historii…” lub „Pierwsza, która…”, jak mantrę powtarza, że chce być zadowolona z kolejnych przejazdów. Chce czerpać satysfakcję z jazdy na nartach, chce dać z siebie wszystko. W wyraźny sposób stawia na drugim planie sam sportowy wynik. Ten bowiem jest efektem pracy i zawodnik nigdy nie będzie miał na niego pełni wpływu. Ma ten wpływ za to na swoją pracę i na to, w jaki sposób do niej podchodzi. A Shiffrin to podejście zmieniła. Po wspomnianych wypowiedziach Vonn i Millera napisała o zresztą o tej zmianie.

 

 

To niezwykle cenne, gdy wielki mistrz posiada tak duży wgląd w siebie. Gdy jest to osoba tak młoda, jest to wręcz imponujące. Mimo zaledwie 23 lat, Mikaela Shiffrin bardzo często pokazuje swoimi wypowiedziami i postawami, jak świadomie uprawia sport. Bezdyskusyjnie, osiąga też fantastyczne rezultaty swojej pracy, co świadczyć może o tym, że tego rodzaju postawy są w świecie dzisiejszego sportu mistrzowskiego adekwatne. Patrząc z perspektywy psychologii, to współczesne mistrzostwo, które godne jest naśladowania. Mikaela Shiffrin rozumie swoje możliwości i potencjał. Docenia je, korzysta z nich, ale też dba o nie. Z drugiej strony zdaje sobie także sprawę z ograniczeń i wyzwań związanych z uprawianiem sportu na elitarnym poziomie i nad tym, że nieodwołalnie coraz częściej nazywa się ją Królową Zimy.

Nadal potrafi niemalże płynąć na nartach. Potrafi kontrolować to, co dzieje się na stoku w sposób, w jaki umie robić to chyba jeszcze tylko Marcel Hirscher. Opowiada o swoim postrzeganiu sportu w mediach społecznościowych, pokazując bardzo świadomą wewnętrzną perspektywę. Jeśli jeszcze nie obserwujecie jej profili na Instagramie i Facebooku, bardzo do tego zachęcam. Także dlatego, że Mikaela Shiffrin to najlepszy przykład współczesnego mistrzostwa, który warto obserwować i naśladować pod wieloma względami. Mierzy się ze swoimi wyzwaniami, nie zawsze będzie wygrywała, nie zawsze będzie też odczuwała satysfakcję po przejechaniu linii mety. Dba o równowagę pomiędzy sportem i życiem pozasportowym. Pozwala sobie na to, żeby przegrać, nawet jeśli w pierwszej chwili do głosu dochodzi jej „stara” wersja siebie, która chciałaby perfekcji. Rozwija się, daje sobie czas. Tak cenny czas.

Wobec tych wymagających i specyficznych czasów, które nastały w sporcie to właśnie takie osoby powinny być autorytetami. Nawet, jeśli mają dopiero 23 lata.

 

(fot. Red Bull)