11.08.17

Interseksualizm, czyli jedno z największych wyzwań współczesnego sportu

Jako dziecko trenowała piłkę nożną. Kiedy była nastolatką trenerzy wykluczyli ją z drużyny, ponieważ grała w zbyt agresywny sposób. Wyraźnie górowała nad innymi zawodniczkami pod względem budowy ciała, siły i wytrzymałości. Była też bardziej agresywna i niemal nigdy „nie odstawiała nogi”. Z czasem zaczęła biegać i bardzo szybko okazało się, że osiąga znakomite rezultaty. Specjalizuje się w biegach na 800 i 1500 i jest symbolem jednego z największych wyzwań współczesnego sportu. Caster Semenya, bo o niej mowa, od kilku lat jest na ustach całego sportowego świata. Choć wygrywa i zdobywa kolejne tytuły, jej osiągnięcia poddawane są pod wątpliwość z jednego powodu. Reprezentantka RPA jest osobą interseksualną.

Problem nierównych szans zawodniczek (przede wszystkim) w biegu na 800 metrów powraca od kilku lat jak bumerang przy okazji niemal każdej mistrzowskiej imprezy. Kulminacja burzliwej dyskusji na ten temat to chyba ubiegłoroczne igrzyska olimpijskie. Warto przypomnieć, że po finałowym biegu sama Joanna Jóźwik nie kryła rozgoryczenia i poczucia niesprawiedliwości. Powiedziała wówczas, że mimo zajętego piątego miejsca czuje się wicemistrzynią olimpijską. Zawodniczka podkreślała, że szanse rywalizacji nie są równe i nie do końca rozumie, dlaczego federacja nie usystematyzowała tej kwestii, mimo że temat ten obecny jest w sportowym świecie od lat. A problem jest wielowątkowy i wielopłaszczyznowy. Teraz zresztą powrócił głównie dlatego, że mimo narastających kontrowersji i bardzo wyraźnych różnic w parametrach i wynikach, mimo apeli i protestów, nadal nie ma jednoznacznej decyzji ze strony władz. A przede wszystkim nie ma rozwiązania. Śledzę karierę Semenyi i całą dyskusję wokół hiperandrogenizmu od dawna. Po igrzyskach w Rio de Janeiro pytano mnie nawet, co sądzę na temat tej sytuacji i jak odnoszę się do głośnych wypowiedzi Joanny Jóźwik. Odpowiedziałam wówczas, że wyobrażam sobie, jak trudna musi być to sytuacja, kiedy rozczarowanie i poczucie niesprawiedliwości łączą się z bezsilnością i frustracją i rozumiem zawodniczki, które przegrywają z interseksualnymi konkurentkami. Rok później dyskusja pozostaje prawie (o tym później) w tym samym miejscu. Emocje zawodniczek są podobne. W sprawie głos chętnie zabierają, co zrozumiałe, także dziennikarze, jednak ich komentarze niestety często pokazują brak kompleksowego spojrzenia. Dlatego w tym miejscu, do istniejących dobrych tekstów analizujących kontekst fizjologiczny i prawny, pozwolę sobie dołożyć jeszcze jedną, ważną płaszczyznę – psychologię. Dlaczego? Bo nie ma jednego, dobrego rozwiązania.

Caster Semenya (fot.Reuters)

 

Jak już wspomniałam, symbolem całej dyskusji i złożoności problemu jest Caster Semenya. I choć ten tekst opisuje przede wszystkim sytuację biegaczki z Republiki Południowej Afryki, poruszane problemy, ograniczenia i zjawiska dotyczą także innych osób, u których stwierdzono hermafrodytyzm. Warto o tym pamiętać. O reprezentantce RPA po raz pierwszy zrobiło się głośno w 2009 roku, kiedy w Berlinie – mając zaledwie 18 lat – zdobyła złoty medal mistrzostw świata w biegu na 800 metrów. Dwa lata później wywalczyła w światowym czempionacie srebro. W igrzyskach olimpijskich zdobywała kolejno: srebro w Londynie i złoto w Rio de Janeiro. Jednak to właśnie po pierwszym medalu seniorskiej imprezy mistrzowskiej w Berlinie po raz pierwszy pojawiły się zarzuty dotyczące tego, że Semenya nie jest kobietą. Wyników przeprowadzonych, opatrzonych kontrowersyjną dyskusją, testów płci nie ujawniono, jednak nieoficjalne informacje potwierdzały, że u zawodniczki z RPA stwierdzono cechy obu płci. O jej karierze więcej napisano między innymi w tym miejscu.  Warto przeczytać, jeśli chcielibyście dobrze poznać kontekst całej sytuacji, którą opisuję poniżej. No dobrze, ale co to znaczy nie jest kobietą?

Płeć – interseksualizm – sport

Odpowiedź na pytanie, jak odróżnić kobietę od mężczyzny jest pozornie bardzo prosta. Dlaczego więc problem braku równości sportowej rywalizacji na poziomie płci jest tak trudny? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musimy zacząć od tego, w jaki sposób określamy płeć i czym jest interseksualizm. Jego powszechne i uważane często za „brzydkie” nazwy to obojnactwo i hermafrodytyzm. Opisując tę charakterystykę warto pamiętać przede wszystkim, że nie jest to zaburzenie psychiczne, o czym czasami zdarza się zapominać między innymi dziennikarzom. Interseksualizm jest zaburzeniem rozwojowym, w którym u jednej osoby występują cechy obu płci. Cechy płciowe w ogóle można rozpatrywać na trzech poziomach. Za pierwszorzędowe cechy płciowe uznaje się obecność jąder lub jajników (hormony!). Drugorzędowe cechy płciowe to obecność narządów płciowych, zaś trzeciorzędowe cechy płciowe determinują typowy dla płci rozkład tkanki tłuszczowej, czy takie atrybuty jak zarost i muskulatura. Przy urodzeniu płeć określa się na podstawie cech drugorzędowych, położnik patrzy bowiem na wygląd zewnętrznych narządów płciowych. Natomiast na co dzień kierujemy się trzeciorzędowymi cechami płciowymi, ponieważ dorosłe kobiety wyglądają najczęściej odmiennie niż dorośli mężczyźni.

Przy prawidłowym rozwoju, cechy płciowe na każdym z poziomów są ze sobą zbieżne. Niestety, nie dzieje się tak w przypadku interseksualizmu. U osób interseksualnych zachodzą zaburzenia rozwojowe skutkujące nieprawidłowym rozwojem wewnętrznych lub zewnętrznych narządów płciowych lub też rozbieżnością pomiędzy wyglądem fizycznym, a posiadanymi chromosomami płci (w praktyce chromosom Y determinuje płeć męską). Dochodzi też do różnic w regulacji hormonalnej. Dana osoba może więc określać się jako kobieta i czuć się kobietą, a posiadając męskie (rozwinięte w całości lub częściowo) narządy płciowe między innymi jej regulacja hormonalna, co jest szczególnie ważne w przypadku sportu, funkcjonuje w sposób nietypowy dla kobiety. Wydzielane są w większym stopniu między innymi androgeny – tak zwane męskie hormony (w tym testosteron).

 

Margaret Wambui (fot.czasnabieganie.pl)

 

Interseksualizm może się ujawnić już przy urodzeniu, kiedy narządy płciowe mają nietypowy wygląd, ale do jego rozpoznania może dojść też znacznie później, na przykład w okresie dojrzewania. W świecie medycznym toczą się obecnie debaty na temat tego kiedy i w jakim zakresie korygować interseksualizm chirurgicznie. W przeszłości istniała tendencja do jak najszybszego operowania dzieci, które urodziły się z dwuznacznie wyglądającymi narządami płciowymi. Najczęściej korygowano je w kierunku płci żeńskiej, jednak gdy takie osoby dorastały, często miały potem problem polegający na odczuciu przynależności do innej płci niż ta, w kierunku której je zoperowano. Zazwyczaj też odstąpienie od wykonania operacji na tak wczesnym etapie życia nie stanowi zagrożenia życia dla dziecka interseksualnego. Zatem współcześnie dorosłe osoby interseksualne i współpracujący z nimi lekarze oraz psychoterapeuci i seksuologowie uznają, że nie należy dokonywać tego rodzaju operacji na wczesnym etapie życia, jeśli tylko odstąpienie od zabiegu nie zagraża zdrowiu dziecka.

Zamiast tego powinno się pozostawić tą decyzję samemu zainteresowanemu, do momentu w którym będzie on w stanie samodzielnie określić się jako przedstawiciel którejś z płci. Pośpiech z wykonywaniem operacji wynikał prawdopodobnie z przekonania, że nietypowy wygląd narządów płciowych może stanowić poważny problem dla osoby, której to dotyczy i jej rodziny. Nie potwierdzają tego jednak dorosłe osoby interseksualne. Ponadto, w środowisku, w którym interseksualizm nie jest traktowany jako straszna tajemnica, a dziecko, które się takie urodziło dostaje wsparcie i jest traktowane normalnie, wcale nie wyrasta ono na nieszczęśliwego człowieka. Zatem choć interseksualizm jest sytuacją nietypową i może stwarzać trudności w zaklasyfikowaniu siebie jako przedstawiciela jednej z płci, wchodzeniu w związki, czy obniżać samoocenę, to przy odpowiednim wsparciu ze strony najbliższego otoczenia osoby interseksualne mogą się normalnie rozwijać i wyrastać na spełnionych ludzi. Nie muszą więc poddawać się operacji.

Sport jednak rządzi się swoimi prawami. Oparty jest o reguły rywalizacji i o wytyczne na płaszczyźnie fizjologicznej. W świetle opisanej powyżej teorii i etiologii interseksualizmu nie sposób nie zauważyć, że w kontekście sportu pojawia się dość poważny konflikt etyczny. Powstaje bowiem proste pytanie: Czy jeśli zawodniczka uważa się za kobietę, tak się czuje i w taki sposób się określa, to czy ma prawo rywalizować z kobietami? I drugie, które pojawia się od razu: Na jakiej podstawie określamy w sporcie płeć? I to właśnie te pytanie w dużej mierze warunkują dylemat IAAF i Trybunału Arbitrażowego (CAS). Na poziomie deklaracji i tożsamości płciowej zawodniczki interseksualne mają pełne prawo do tego, aby określać się kobietami. Tak zostały wychowane, tak są określane społecznie i wreszcie, co jest bardzo ważne, taką mają płeć psychologiczną. A więc czują się kobietami i w ten sposób chcą być postrzegane.

Tymczasem posiadają nad pozostałymi zawodniczkami przewagę. O ile to naturalne, że zawodnicy różnie trenują lub w różny sposób się odżywiają i zmianą diety lub treningu mogą poprawić poziom sportowy, o tyle różnica pomiędzy zawodniczkami interseksualnymi i resztą stawki jest w pewnym sensie niemożliwa (?) do zniwelowania. Różnice na poziomie gospodarki hormonalnej, różnice w budowie, różnice w szeroko rozumianym kontekście fizjologicznym powodują, że pojawia się przewaga, której nie mogą osiągnąć inni. Rywalizacja staje się więc nierówna, a w konsekwencji niesprawiedliwa. Tylko, że zawodniczki używają kilku argumentów, które trudno obecnie podważyć. Po pierwsze, porównują swoje „predyspozycje” – bo tak traktują hermafrodytyzm – do „inności” Usaina Bolta czy Michaela Phelpsa. Mówią:

 

„Usain Bolt ma o wiele więcej szybkokurczliwych włókien mięśniowych od przeciętnego człowieka, co pomaga mu ustanawiać rekordy. Michael Phelps ma takie, a nie inne, niespotykane proporcje ciała, długie stopy i ręce, które pomogły mu zostać najwybitniejszym olimpijczykiem w historii. Tacy się urodzili, to pomaga im wygrywać. My też takie się urodziłyśmy.”

 

I rzeczywiście, na pewnej płaszczyźnie trudno z tym porównaniem dyskutować. Zawodniczki interseksualne nie stosują bowiem dopingu. Nie uzyskują przewagi w jakikolwiek sztuczny sposób. Czy ten argument jest wymyśloną przez sztaby i prawników strategią, która pozwala rywalizować z (w tym przypadku to określenie chyba jest trafne) słabszą płcią? Czy jednak jest to wyraz wewnętrznych przekonań i postaw zawodniczek? Może poczucia niesprawiedliwości? Tego nie wiemy. Psychologiczny kontekst sytuacji pojawia właśnie między innymi w tym miejscu. Osoby interseksualne mogą, jak już wspomniałam, identyfikować się z określoną płcią, a jednocześnie czuć się kompletne i spełnione posiadając ciało bez ingerencji chirurgicznej, a więc nie poddając się korekcie narządów płciowych, a co za tym idzie, nie poddając się kuracji hormonalnej. Caster Semenya w jednym z wywiadów powiedziała, że kuracja hormonalna, jaką przechodziła w związku z nakazem IAAF była koszmarem. Nie chodziło nawet o wątek czysto sportowy, związany z wynikami, a o ten typowo psychologiczny, komponent emocjonalny. Wspomniała o tym, że doświadczyła silnego epizodu depresyjnego i jest prawdopodobna reakcja w przypadku takich działań. Z perspektywy dobrostanu psychicznego zawodniczki kuracja hormonalna może więc wpływać negatywnie i nie można zignorować tego argumentu.

Z perspektywy psychologicznej łatwo zrozumieć frustrację i inne trudne emocje, które zawodniczki okazują na przykład podczas wywiadów. Pytane nieustannie o tę samą kwestię, w niekiedy nieprzyjemnej atmosferze, dają upust złości czy zniecierpliwieniu. I być może też czują się, formalnie i społecznie, traktowane niesprawiedliwie. Z drugiej strony, ktoś mógłby zapytać: „Dlaczego nie zrezygnują z uprawiania sportu, skoro nie „mieszczą się” w kryteriach i nie mogą się do nich dopasować?”. To także nie jest takie proste. Dla osób posiadających za sobą tak trudne doświadczenia, z pewnością związane z brakiem akceptacji, trudnościami z określeniem tożsamości płciowej, identyfikacją płciową i poczuciem wartości, określanie siebie przez pryzmat sportu może stanowić podstawę tożsamości. Zawodniczki mogą mieć więc poczucie, że ich tożsamość zostaje w jakiś sposób naruszona. I znowu – to psychologiczne wyjaśnienie tego kontekstu jest prawdopodobne. Nikt z nas nie wie czy prawdziwe. Warto o tym pamiętać i – mimo wszystko – starać się nie oceniać w czarno-biały sposób.

Nauka!

Nieustannie poruszamy się jednak w obszarze spekulacji i przypuszczeń. Dokładnie w takiej samej atmosferze funkcjonowały do niedawna IAAF i Trybunał CAS. Dlatego sędziowie trybunału, bardzo słusznie, postanowili po latach wątpliwości podejść do problemu nierównych szans w sporcie od strony empirycznej. To ważne, ponieważ do dziś wpływ testosteronu na wyniki sportowe jest stosunkowo słabo zbadany. Wynika to między innymi z faktu, że bardzo trudno jest zebrać odpowiednią grupę badawczą (dobrowolną), jeśli założymy, że poziom testosteronu jest dodatnio związany z wynikami sportowymi. Na myśl przychodzi mi awangardowe porównanie do badań nad terroryzmem. Do dziś tak trudno jest nam zrozumieć postawy, motywacje i zachowania terrorystów, ponieważ ekstremalnie trudno jest znaleźć grupę badawczą (jaki terrorysta dobrowolnie podda się badaniom psychologicznym?). Jaki zawodnik znajdujący się w takiej sytuacji zechce dać naukowcom narzędzia do tego, aby orzec jednoznacznie, że testosteron dodatnio wpływa na wyniki sportowe?

Takie badania zaczęto jednak przeprowadzać i już można zapoznać się z pierwszymi wynikami. Na łamach British Journal of Sports Medicine opublikowano wyniki analizy wskazujące jednoznacznie, że wpływ podwyższonego testosteronu na wyniki jest wyraźny. Przeanalizowano próbki ponad 1300 lekkoatletek i wykazano, że zawodniczki cechujące się wyższym poziomem testosteronu mogły osiągać rezultaty lepsze od tych lekkoatletek, u których wykazano poziom testosteronu mieszczący się w normie. Przewaga ta miała według autorów badania wynosić od 1,8 proc. do 4,5 proc., co wyraźnie wpływa na wyniki rywalizacji sportowej.

Wreszcie, po kilku latach spekulacji i domysłów, IAAF dysponuje naukowymi dowodami potwierdzającymi, że interseksualizm pomaga zawodniczkom uzyskiwać lepsze wyniki sportowe. Nadal jednak pozostaje komponent moralny, psychologiczny i wątek praw człowieka. I tak naprawdę, w mojej ocenie, to właśnie z tym aspektem musi zmierzyć się Trybunał Arbitrażowy. Zastanawiam się, czy zasadne nie byłoby przeprowadzenie także właśnie badań psychologicznych, które mogłyby w jakimś stopniu usystematyzować ten kontekst. Niezależnie od wyniku, pole do argumentacji po stronie zawodniczek jest ogromne. Tak samo, jak duże jest prawdopodobieństwo, że nie jest tak, jak uważa wielu „ekspertów”. Przekonanie zawodniczek interseksualnych o tym, że to one traktowane są w sposób niesprawiedliwy nie musi być grą. Może być skutkiem posiadanej tożsamości i silnych przekonań. To bardzo skomplikowany, najtrudniejszy chyba współcześnie, problem etyczny sportu. W czasach walki o prawa człowieka, czasami nacisku na poprawność polityczną i dbanie o dobrostan wszystkich ludzi decyzja przyjdzie jeszcze trudniej. Warto pamiętać o tych wielu istniejących i potencjalnych płaszczyznach tej sprawy, zanim jednoznacznie wydacie wyrok.

 

Część dot. interseksualizmu na podst. materiałów zdrowie.wp.pl